niedziela, 14 czerwca 2015

Krapkowice, opolskie - Zakłady Papiernicze


    Miasteczko Krapkowice okazuje się mieć więcej urbexu do zaoferowania niż można by się spodziewać. Następnym punktem "turystycznym" na naszym szlaku exploringu były w połowie opuszczone zakłady papiernicze. W połowie opuszczone - można by pomyśleć że skoro tylko polowa nadawała się do zwiedzania to owa powierzchnia była niezbyt rozległa. Nic bardziej mylnego. Moglibyśmy ten obiekt określić mianem opuszczonego miasteczka, gdyż budynki ciągnęły się w nieskończoność.

    Na pierwszy ogień poszła przyzakładowa przychodnia. Ogólnie rzecz biorąc masa szkła i miliony pokoi które wcześniej były siedzibami cenionych lekarzy. Zwiedzaliśmy to miejsce dosyć długo ponieważ korytarze nie miały końca a każde pomieszczenie kryło w sobie własną, tragiczną historię. Oczywiście nie mogło być zbyt poważnie, bo Magda kręciła film i skupiając się na ekranie dostała prawie zawału serca wchodząc sobie do kolejnego pomieszczenia i widząc schylonego Szymona. Rzecz jasna cięta riposta ze strony Krzysztofa padła i tak powstało hasło "opuszczona dupa".

    Parter piętro i strych wyglądały podobnie, tyle że na strychu ktoś spalił tonę dokumentów, wiec woń okadzonego papieru dosyć dawała się we znaki. Po przychodni ruszyliśmy w stronę chyba 10 budynków gdzie większa część z nich była w stanie kompletnego rozkładu. Po drodze minęliśmy wieżę na którą de facto można by wejść i zaznaczymy że męska część teamu była bardzo skora to zrobić ale BHP naszym pierwszym przykazaniem, a że schodki nie były bynajmniej pewne, ruszyliśmy dalej. Budynki, które zwiedzaliśmy były ogromne, puste i zarośnięte. Wchodziliśmy kolejno do każdego i ok. 10 min spędzaliśmy rozglądając się wokół siebie. Majestat tych budowli, które przegrały walkę z nieuchronnym biegiem czasu spowodował u nas chwile refleksji. Może miejsca w których dziś mieszkamy czy pracujemy będą tak wyglądać za 20 lat? A cofając się 20 lat wstecz i patrząc na te ruiny możemy dostrzec brygadzistę w białym kasku drącego mordę na pracowników i patrzącego każdemu przez ramie. Ach tyle refleksji ale miejsce refleksyjne - tak nas powitały i pożegnały zakłady papiernicze w Krapkowicach.

Ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.






środa, 3 czerwca 2015

Krapkowice, opolskie - Domek

    Będąc w Krapkowicach natrafiliśmy na kolejny obiekt, zapraszający do eksploracji, a mianowicie opuszczony domek jednorodzinny. Stojący sobie spokojnie pomiędzy dwoma szczęśliwie zamieszkałymi domami, tak jakby był albo niewidzialny albo wszyscy udawaliby ze on nie istnieje. Skusiła nas otwarta brama, trawa sięgająca nam po pachy i nieprzenikniona cisza. Przejście przez frontowe drzwi trwało 0.3 sekundy, ale czas który spędziliśmy w przedsionku zajął wieczność. Oczywiście Krzysiu wpadł w swój prywatny świat fotografowania, a uwagę Magdy i Nat skupił Gapcio,.naklejony na drzwi toalety i dwie swobodnie wiszące klamerki na sznurku do ubrań. Widok zaprawdę dający do myślenia . Następnie ruszyliśmy dalej zwiedzając parter. Znaleźliśmy figurkę ukrzyżowanego Chrystusa, masę zniczy i zapach kuchni, która kiedyś tam była. Oczywiście Magda i Nat weszły w burzliwa dyskusje, kto ma wejść pierwszy do następnego pokoju ale niespodziewanie pojawił się mister Krzyś - nasz best eva fotograf - i otworzył kolejne drzwi. Tak zwiedziliśmy parter. Następna w kolejce była piwnica. Niepewnie wchodząc w kolejności powyższej, Krzyś, Magda i Nat, zauważyliśmy, że piwnica jest pełna książek i przetworów. Były tam nawet fajne pomidory w occie, na które Magda miała smaka, ale trzymając się zasady niedotykania niczego z opuszczonych miejsc obeszła się smakiem. Pozostało tylko piętro. Jeden pokój był pusty, drugi zaś pełen świadectw z religii, jakichś zdjęć i pamiątek rodzinnych. Było to wspaniałe przeżycie. Jeden zaś pokój był zamknięty na klucz. Nie udało się nam go otworzyć niestety ... (MADZIA)


    Kiedy ktoś zadaje pytanie pasjonatowi urban exploringu "co jest takiego fajnego jest w łażeniu po ruinach?" jedną z częściej udzielanych odpowiedzi jest "klimat, który tam panuje". Każdy, kto odwiedza takie zawieszone w czasie miejsce, odczuwa specyficzną atmosferę danego obiektu. Lubimy chłonąć nastrój industrialnych przestrzeni. Czujemy to w opuszczonych fabrykach, gdzie nadal stoją pozostawione tam dawno temu sprzęty. Uwielbiamy krajobraz, jaki malują popękane ściany starych budowli. Lubimy kręte korytarze, ciemne piwnice czy nadżarte zębem czasu produkcyjne hale. Fascynują nas ruiny budynków sprzed kilkudziesięciu, a nawet kilkuset lat. Być może wielu z nas ma jakiś określony typ takich miejsc, który szczególnie sobie upodobał. My też to wszystko uwielbiamy, inaczej przecież nie czytalibyście tego bloga, jednakże nie spodziewaliśmy się, że tak mocno wpłynie na nas zwiedzanie "zwykłego", mieszkalnego domku.

    Od opisywanego w poprzedniej notce budynku PKP do owego domku jest jakieś kilkaset metrów. Z zewnątrz zwykły szary klocek, jedyne co rzuciło nam się w oczy to wylewająca się z rozbitego okna firanka. Jednak już samo przekroczenie progu było ciekawym doświadczeniem. Dziwnie się robi na samą myśl, kiedy chodzi się po czyimś byłym miejscu zamieszkania. Dla jednej lub więcej osób był to dom. Miejsce w, którym spędzamy dużą część naszego życia, zapewne ważne dla każdego. Przysłowiowy "dach nad głową", przestrzeń mająca nam zapewnić schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Jednak to co tam znaleźliśmy wydało się nam po prostu smutne. Ślady, które ktoś tam pozostawił, zdawały się należeć do bardzo samotnej osoby. Jak wiadomo, wyobraźnia w takich obiektach pracuję na zwiększonych obrotach i być może sami sobie dopisujemy znaczenia przedmiotów, na jakie się w takich podróżach natykamy, Jednak dziwnie nam się zrobiło widząc porozrzucane po podłodze zdjęcia. Nie wiadomo czy leżały tak "oryginalnie" czy pozostawili je w takim stanie inni eksploratorzy, jednak robiły przygnębiające wrażenie. Tym bardziej, że personalia i czas podany na odwrocie tych zdjęć, jak również na znalezionych wśród nich świadectwach szkolnych, wskazywać mógł na to, że osoba niegdyś tam mieszkająca straciła kontakt z rodziną. Innymi przedmiotami pogłębiającymi wrażenie izolacji i samotności była duża ilość zniczy i krucyfiks na, które się tam natknęliśmy. Na dokładkę, już wychodząc z domku, znaleźliśmy płytę nagrobną leżącą w krzakach. Na płycie było wyryte imię i nazwisko prawdopodobnego właściciela budynku. 

    Do teraz nie wiemy na ile był to efekt naszej wyobraźni a na ile dowody tego, że rzeczywiście tak było. Ale wydało nam się, że domek do którego weszliśmy należał niegdyś do bardzo samotnego i porzuconego człowieka. Obojętnie na ile nasze wrażenia były prawdziwe, jednak podróż po takim miejscach rodzi pytania o rzeczy ostateczne. Na co dzień wielu z nas nie zadaje sobie takich pytań, jednak ten trip był ku temu dobrą okazją. Miejsce przytłoczyło nas klimatem i było ciekawą i pouczająca podróżą. 
    PS. warto też zejść do piwniczki, nadal stoją tam zawekowane słoiczki z przetworami. (KRZYSZTOF)

Ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.






niedziela, 10 maja 2015

Krapkowice, opolskie - Budynek PKP

    W podopolskich Krapkowicach istnieją aż cztery znane nam opuszczone obiekty, w tym trzy usytuowane są przy jednej ulicy. Pierwszym z nich, do którego się udaliśmy, był stary budynek PKP. Mimo, że na tle innych, krapkowickich obiektów wypada raczej średnio, to na pewno warto się tam wybrać. Jego zwiedzanie nie zajmuje dużo czasu, łatwo go znaleźć i stanowi dobry punkt orientacyjny do odnalezienia pozostałych pustostanów.

    Budynek stoi tuż przy przejeździe kolejowym. Podobne budowle służą zazwyczaj do prowadzenia ruchu kolejowego i obsługi szlabanów przy przejazdach. Prawdopodobnie takie było przeznaczenia tego obiektu, jednak nie byliśmy w stanie odszukać żadnych informacji na ten temat, nie wiemy również kiedy i dlaczego został opuszczony.

    Do budowli dołączona jest przybudówka będąca punktem pomiaru wagi. Drzwi do niej są zamknięte, jednak wagę można było obserwować przez wybite szyby. Sam budynek PKP stoi otwarty. Na parterze zalegają śmieci, wśród których znaleźliśmy dobre płyty kompaktowe. Jedną z nich ("Gitara akustyczna dla początkujących"), postanowiliśmy sobie wziąć. Płyta działa i ma się dobrze (kto by pomyślał, że w takim miejscu znajdziemy takie skarby). Później weszliśmy po schodach na górę. Można tam znaleźć przeszklone z trzech stron pomieszczenie, z którego rozciąga się widok na tory. Jest też wejście na dach, jednak 3/4 naszej ekipy cierpi na lęk wysokości. Chyba musimy się wybrać na jakąś grupową terapię (może mają jakieś zniżki dla cierpiących na te przypadłość eksploratorów ruin) bo zwiedzanie dachu skończyło się na wystawieniu głowy znad drabinki.

    Całość zwiedziliśmy w mniej niż pół godziny i wyruszyliśmy na eksplorację kolejnych opuszczonych zakątków Krapkowic. Opiszemy je już wkrótce.

Ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.




sobota, 25 kwietnia 2015

Opole, opolskie - Zieleń Miejska

    Cała nasza ekipa Grozi Zawaleniem to rodowici Opolanie. Spędziliśmy w tym mieście kupę czasu i wydawać by się mogło, że znamy każdy jego zakątek. Jednak większość z nas nie była świadoma istnienia opuszczonych budynków (a raczej tego co z nich zostało) należących niegdyś do opolskiej Zieleni Miejskiej. Obiekt mimo, że nie jest widoczny z ulicy jest łatwo dostępny i stoi otworem dla wszystkich, którzy chcą po nim pospacerować. Taka dostępność odbija się zwykle negatywnie na walorach estetycznych danego miejsca. Mimo, że Zieleń Miejska nie jest wyjątkiem to, kiedy my eksplorowaliśmy teren naprawdę nie było tragedii. Z opowieści znajomych oraz opinii dostępnych na necie wynika, że Baza Zieleni Miejskiej jest miejscem libacji dla okolicznych mieszkańców. Można tam podobno znaleźć wiele śladów takiej aktywności gdzie syf, butelki po alkoholu i inne śmieci są na porządku dziennym (znajoma ekipa znalazła tam nawet jeszcze ciepłego grilla). Prawdopodobnie sprawiła to zimna pora roku, w której odwiedziliśmy Zieleń Miejską, ale opisywanych "atrakcji" zaznaliśmy w ograniczonej formie.

    Z obiektami takimi jak powyższe wiąże się także obecność bezdomnych. I tutaj znaleźliśmy ślady egzystowania takich osób. Jest to zawsze przygnębiający widok, kiedy uświadamiasz sobie, że na świecie żyją miliony ludzi, które domem mogą nazwać jedynie takie miejsca. Szczególnie gdy się zda sprawę  ile budynków stoi pustych. W eksplorowanym przez nas terenie znaleźliśmy dwa pomieszczenia, które wyglądały na zamieszkałe. Były to pokoje, w których na podłodze stały materace oraz pojemniki po jedzeniu, a na ścianie były powieszone ubrania. Na oko wyglądały dość schludnie, ale dziwnie nam się zrobiło na myśl, że chodzimy, jakby nie patrzeć, po czyimś miejscu zamieszkania. Szybko się więc z tych pokoi wycofaliśmy.

    Baza Zieleni Miejskiej to praktycznie rzecz biorąc rudera. Wchodząc na teren mamy budynki po lewej i po prawej stronie. Oba te kompleksy są zrujnowane i na próżno w nich szukać jakiś sprzętów czy innych starych przedmiotów. Podobno gdzieś tam znajduję się dokumentacja z przetargów sporządzonych po powodzi w 1997, ale my nic takiego nie znaleźliśmy. Może ktoś kto czyta ten wpis, a również pozwiedzał te miejscówkę, napisze nam gdzie dokładnie znajdują się te papiery, bo nie wiemy czy coś przeoczyliśmy czy już ich po prostu nie ma.

    Mimo degradacji miejsce zwiedza się bardzo przyjemnie. Można spokojnie pochodzić i fajnie się je fotografuje. Wrażenie robi roślinność, która powolutku opanowuje teren. W pewnym momencie dosłownie wdziera się oknem, ale gdzie by się nie rozejrzeć przejmuję powoli to nad czym panował do niedawna człowiek. Ciekawym miejscem, na które natrafiliśmy zwiedzając Bazę Zieleni Miejskiej była piwnica, w której znajdowały się tanki z jakimiś chemikaliami wydzielając drapiącą w nozdrza woń. W niektórych pomieszczeniach widać ślady pożarów. Miejsce po opuszczeniu zostało podpalane kilkukrotnie. Przed samymi budynkami znajduję się dzikie wysypisko śmieci.

ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.  



 





niedziela, 19 kwietnia 2015

Dobrzeń Wielki, opolskie - Szkoła


    Następnym punktem na naszej mapie eksploracji jest opuszczona szkoła w Dobrzeniu Wielkim. Pojechaliśmy do niej wracając z cegielni, która była w poprzednim poście i mimo iż sama szkoła była nieduża i raczej nie wyglądająca jakby miała nas powalić na kolana, to przecież nie mogliśmy jej sobie ot tak odpuścić.
    Kabaret zaczął się nim zdążyliśmy wejść, bo wejścia nie było - wszystko co wyglądało jak drzwi zostało zabite dechami na amen. Jednakże po dokładnym obejściu budynku zauszkołważyliśmy okienko. Niewielkie, jednakże otwarte. Nie zastanawiając się wiele wpełznęliśmy do środka. Wewnątrz odkryliśmy puste i kompletnie zdewastowane sale klasowe. Nie było tam wiele do oglądania poza leżącymi dookoła kawałkami cegieł i gruzu. Po wyjściu z klasy zobaczyliśmy malutki, pusty korytarz w którym wzrok nasz przykuła jedna rzecz, mianowicie rządek wieszaczków na (zapewne) dziecięce kurtki. Każdy z nas oczami wyobraźni zobaczył tłum dzieciaków pospiesznie zrzucających odzienie wierzchnie, by zdążyć na lekcje, oraz głuchy dzwonek, przypominający, że pośpiech jest wskazany, bo nauczyciel już czeka w klasie.
    Z korytarza wiły się schody, które męska część ekipy postanowiła zbadać dokładniej. Ostrożnie weszli na górę, jednak schodom wyraźnie się to nie spodobało, bo wydawały z siebie przeraźliwie skrzypiące dźwięki. Okazało się, że na piętrze nie ma podłogi, jedynie rozłożone belki (nie wyglądające zachęcająco do spacerowania po nich). Nie chcąc ryzykować upadku, w razie złamania się belki, odpuścili i zeszli na dół. Rzecz jasna BHP na pierwszym miejscu.
    Reszta udała się na eksplorację piwnicy, ale poza stertą gruzu i śmieci, nie było tam nic godnego uwagi. Po zrobieniu jeszcze kilku zdjęć na parterze zdecydowaliśmy się wyjść. I tu sprawy się trochę pokomplikowały.  Pierwszy przez okno wyszedł Szymon i zajęło mu to zaledwie 5 sekund. Następna w kolejce była Magda, która już przymierzała się do wyjścia, jednak odskoczyła z powrotem, oznajmiając wszem i wobec, że na parapecie leży zgnieciona mysz. Po 5 minutach stwierdzeń typu "biedna myszka!" Krzychu zabrał biedne zwierzątko i Magda mogła się wydostać. Za nią śmignęła Nat i następny w kolejce Krzychu przymierzał się do opuszczenia szkoły. Przodem, tyłem, bokiem, ręką, głową - no jakoś nie mógł wyjść. Oczywiście reszta grupy postąpiła tak, jak każdy inny prawdziwy przyjaciel by postąpił - porobiła mnóstwo śmiesznych zdjęć.

Gdy już każdy z nas był na zewnątrz podzieliliśmy się wrażeniami i ruszyliśmy samochodem w kolejne miejsce, które zobaczycie w następnym poście.

ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.  



 



 Więcej informacji tu. (Zdjęcie nr 4) 


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Dobrzeń Wielki, opolskie - Cegielnia


    Jadąc do Dobrzenia Wielkiego, małej miejscowości koło Opola, planowaliśmy zwiedzić dwa opuszczone obiekty. Oto jeden z nich.

    Na internecie natknęliśmy się na informację, jakoby Stara Cegielnia w Dobrzeniu Wielkim znajdowała się w szczerym polu, co nie jest do końca prawdą. Bardzo blisko cegielni znajduje się droga, przy której stoją posesje. Decydując się na eksplorację, jesteśmy wystawieni na widok okolicznych mieszkańców, którzy podobno nie są nastawieni zbyt entuzjastycznie do osób kręcących się po obiekcie. Nam jednak nikt spokoju nie zakłócił i zwiedzanie tego bardzo ciekawego miejsca odbyło się w spokoju. To, co rzuca się w oczy jako pierwsze, to pozostawiony sprzęt, którym usiana jest cegielnia. Wygląda to tak jakby robotnicy pewnego dnia wyszli z fabryki, żeby więcej tam nie wrócić i wszystko zostało na swoim miejscu aż do dzisiaj. Wrażenia nie psuję nawet to, że część cegielni nadal jest nadal eksploatowana. Mimo, że w środku można natknąć się na nowe sprzęty, a jedno pomieszczenie jest zamknięte (przez okno widać było np. fakturę z niedawną datą) nie wpływa to znacząco na klimat pomieszczenia. Po zwiedzaniu dolnej części i obfotografowaniu całego tego żelastwa (cóż za zdziwienie, że koneserzy złomu nie zajęli się jeszcze tym wszystkim!) mogliśmy wspiąć się na górę. Z pewnymi przeszkodami pokonaliśmy nieprzyjazną, pionową powierzchnię płaską i trafiliśmy do ciekawego pomieszczenia. W tle można było usłyszeć kojarzące się z elektrycznością buczenie, jednak całość nadal robiła wrażenie zatrzymanej w czasie. Wrażenia musieliśmy jednak chłonąć we trójkę, gdyż jeden z naszych "współzwiedzających" udał się na samotną podróż w jemu tylko znane zakątki cegielni. Jeszcze chwila na rzut okiem na całość z góry i znów znaleźliśmy się na parterze, żeby później już w komplecie zwiedzić ostatni punkt programu. Po krótkich poszukiwaniach udało nam się natrafić na ciemne korytarze z piwnicznym klimatem. W ruch poszły latarki, a całość przeszliśmy z delikatnym dreszczykiem niepokoju (i masą pajęczyn na sobie). Dopiero wychodząc z drugiej strony zobaczyliśmy tabliczkę z zakazem wejścia.

    Jadąc od Opola do Cegielni dojedziemy w następujący sposób. Mijając Dobrzeń Mały wjeżdżamy od razu do Dobrzenia Wielkiego. Interesujący nas obiekt znajduję się po lewej stronie, zaraz na początku miejscowości, niedaleko Odry.

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.







    Oto co o cegielni można znaleźć w internecie: "Pierwsze cegły wypalano w piecu polowym, praca nie były zmechanizowane np. glinę mieszano nogami. Po śmierci pierwszych właściciel cegielnia przeszła w ręce syna jednego z nich, Jana Kijańskiego. W 1956 roku zakład przejął jego zięć Franciszek Sonsała. Ruszyła produkcja cegły pełnej, dziurawki i stropowej. Wprowadzono mechanizację procesów produkcji.  Od 1989 roku właścicielem firmy jest pan Franciszek i jego syn Bernard, czyli przedstawiciel  czwartego  pokolenia. Cegielnie znajdowały się też w Chróścicach, Siołkowicach, Popielowie." (znalezione na portalu http://www.interklasa.pl



środa, 8 kwietnia 2015

Opole, opolskie - Groszowice, Parowozownia i Wieża Ciśnień

Chcemy podziękować za pierwsze 100 lajków na facebooku!

    Kolejne miejsce naszej podróży znajduje się niedaleko dworca PKP Opole - Groszowice. Po przejściu po kładce oraz pospiesznym przebiegnięciu torów kolejowych, można natknąć się na porzucone wagony, opuszczoną parowozownię oraz wieżę ciśnień. Miejsce to zostało nam polecone przez dwóch innych entuzjastów urban exploringu (patrz: post niżej) i faktycznie, było warte zobaczenia.

    W okolicy panuje niezły klimat. Wagony kolejowe prezentowały się bardzo zachęcająco: do środka dostaliśmy się bez problemów. Podczas zwiedzania trzeba było jednak uważać na deski z wystającymi gwoździami tu i ówdzie. Idąc dalej wzdłuż torów napotyka się lokomotywy, niestety w czwórkę nie zmieścilibyśmy się w kabinie, więc każdy po kolei gramolił się do środka by zobaczyć jak wygląda od wewnątrz. Obok stała jeszcze potężna niebieska maszyna nieznanego nam przeznaczenia.
    Na wieżę ciśnień można wejść bez problemu - na wyczyn ten zdecydowali się mężczyźni (reszta wcale nie była wystraszona, po prostu się nie chciało!), jednak po dostaniu się na środkowe piętro musieli się poddać i wrócić na ziemię. Trzeba przyznać, że i tak poszło im nieźle, zważywszy na wysokość wieży... Z góry rozciąga się piękny widok na okolicę.
    Budynki obok, w tym być może budynek dla strażnika kolejowego, zwiedziliśmy pospiesznie, ponieważ były średnio atrakcyjne (głównie gazety, biurko). Za to budynek na samym końcu, stara parowozownia, przerósł nasze oczekiwania. Stała otworem, jedyną przeszkodą były krzaki, przed które po kolei się przedzieraliśmy. Po wejściu uderzyła nas ogromna pusta przestrzeń i niesamowity klimat. Dodatkowo wrażenie niesamowitości spotęgowała czaszka jelenia, pozostawiona tam przez nieznaną osobę. Wyobraźnia działa na wysokich obrotach w takich miejscach... Po co ktoś przyniósł taki przedmiot w takie miejsce? Nie wiadomo. Dreszczyk adrenaliny był. Podłoga miejscami porośnięta mchem oraz innymi roślinami, w kącie mnóstwo gumowych tub, drewnianych szpul i innych osobliwych przedmiotów. Mówiąc krótko: wrażenia świetne.

    Z tego co udało nam się ustalić, powodem "nieużywania i zdewastowania" (jak podają źródła) tych miejsc jest to, że PKP nie miało już tylu klientów, co na początku działalności, utrzymywanie stało się nieopłacalne. Zarówno zmiany w infrastrukturze jak i idąca do przodu technika sprawiły, że takie miejsce jak parowozownia przestała mieć rację bytu. Wraz z parowozownią opuszczone zostały towarzyszące jej budynki takie jak odwiedzona przez nas wieża ciśnień, budynek pracowników kolei czy stołówka. Do tej ostatniej nie udało nam się wejść.

ekipa GROZI ZAWALENIEM

Więcej zdjęć tutaj.
Nasz fanpage.







pocztówka z dworca w Groszowicach w czasach świetności.